1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Szczyt UE. Hamowanie migracji i zielona konkurencja z USA

10 lutego 2023

UE stawia na umacnianie swych granic i usprawnienie deportacji. Czy fundusze spójności i zmiany w Funduszu Odbudowy będą musiały wystarczyć na zieloną konkurencję z USA i Chinami?

https://p.dw.com/p/4NK0C
Przywódcy państw UE z gościem szczytu - Wołodymyrem Zełenskim
Przywódcy państw UE z gościem szczytu - Wołodymyrem ZełenskimZdjęcie: John Thys/AFP/Getty Images

Migracja – choć bez kwestii uchodźców z Ukrainy – była jednym z głównych tematów szczytu UE, który zakończył się w piątek nad ranem (10.2.23) w Brukseli. Około 330 tys. migrantów nielegalnie przekroczyło granice zewnętrzne UE w 2022 roku, czyli o 46 proc. więcej niż w poprzednim roku, a wzrost jest najmocniejszy na szlaku przez Bałkany (o 136 proc. ) oraz przez Morze Śródziemne do Włoch (o 51 proc.) oraz do Hiszpanii (o 21 proc.).

Ciągle nieprzestrzegana jest (m.in. przez Włochy) reguła, że migranci powinni pozostać w pierwszym kraju UE do którego wjechali i tam czekać na decyzje o przyznaniu im ochrony międzynarodowej lub odesłaniu ich poza UE, nawet jeśli oznaczałaby to zamykanie ich w chronionych ośrodkach. To sprawia, że w Unii jednocześnie rośnie „wtórna migracja”. Belgowie, Holendrzy narzekają na napływ przybyszów, którzy przeprawili się do Europy przez Morze Śródziemne i ruszyli dalej na północ.

Plany wobec NGO-sów na Morzu Śródziemnym

Włoska premierka Giorgia Meloni przekonywała w Brukseli, że gdyby rzeczywiście wstrzymać „wtórną migrację” wewnątrz Unii, to Włochy zamieniłby się w „państwo uchodźców”. Niezależnie od zmieniających się rządów Rzym od kilku lat postuluje solidarne przejmowanie migrantów przez wszystkie kraje UE (w formie obowiązkowej relokacji), ale skoro taka reforma nie ma teraz szans, to Unia – co potwierdził szczyt UE – stawia teraz na umacnianie swych granic zewnętrznych i usprawnienie deportacji.

Przywódcy Unii zlecili zatem swym szefom MSW zajęcie się tematem działań „prywatnych podmiotów” (chodzi głównie o NGO-sy) na granicach, co zapowiada spór o – postulowane przez Włochy – uregulowanie ich działań ratowniczych na morzu. Zgodnie z prawem międzynarodowym przejęciu na morzu ludzie powinni być odstawiani do pobliskiego portu morskiego, co często oznacza porty włoskie. Teraz Włochy chciałyby się podzielić tą odpowiedzialnością z macierzystymi krajami NGO-sów. „Potrzebna jest ściślejsza współpraca między państwami UE, w tym jeśli chodzi o operacje prowadzone przez prywatne statki (handlowe i pozarządowe) pływające pod banderą państw członkowskich” – wzywał rząd Meloni przez szczytem. To może powód zadrażnień z Niemcami, które są siedzibą dużych NGO-sów działających w środkowej części Morza Śródziemnego, czyli odstawiających migrantów do Włoch.

Jak sfinansować mury graniczne

Natomiast długi spór o finansowanie przez UE budowy murów granicznych (lub innych fizycznych barier) zakończył się przyzwoleniem na pośrednie złamanie tego unijnego tabu. Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, przeciwstawiała się w ostatnich miesiącach takiego postulatowi wbrew większości krajów UE, ale na szczycie wezwano Komisję do „uruchomienia znacznych funduszy” dla wzmocnienia „infrastruktury, środków nadzoru, w tym nadzoru powietrznego” na granicach zewnętrznych. Czy to oznacza finansowanie murów? – Jeden z projektów pilotażowych dotyczy sytuacji, gdzie istnieje ogrodzenie, ale nic poza tym. A zatem potrzeba tam kamer, nadzoru elektronicznego, drogi wzdłuż ogrodzenia dla patroli. Trzeba wież strażniczych, pojazdów. To wszystko powinno być częścią zintegrowanego pakietu [pomocy dwustronnej i unijnej] – tłumaczyła von der Leyen. Chodzi o granice Bułgarii z Turcją, choć szefowa Komisji nie nazwała obu krajów.

Przejście graniczne między Bułgarią i Turcją
Przejście graniczne między Bułgarią i TurcjąZdjęcie: Aggelos Tsatis

W rezultacie Bułgaria będzie mogła wykorzystać pieniądze z Brukseli m.in. na personel graniczny, drogę wzdłuż ogrodzenia i kursujące po niej pojazdy pograniczników, by następnie użyć zaoszczędzonych w ten sposób własnych pieniędzy dla wzmocnienia ogrodzenia granicznego. A to oznacza, że – jak po szczycie tłumaczył m.in. austriacki kanclerz Karl Nehammer – Komisja de facto sfinansuje ogrodzenia graniczne, nawet jeśli będzie mogła nadal mówić, że teoretycznie tego nie robi.

Ponadto Unia ma przyspieszyć prace nad wzajemną uznawalnością decyzji deportacyjnych poszczególnych krajów UE. A także „wspólnym głosem” rozmawiać z krajami spoza Unii, by współpracowały w hamowaniu migracji oraz przyjmowały odsyłanych z Unii przybyszów. Obecnie tylko 21 proc. migrantów, którym odmówiono ochrony międzynarodowej w Unii (lub o nią nie poprosili), wyjeżdża lub jest skutecznie deportowana. Część państw Unii namawia, by Bruksela zagroziła cięciami w funduszach UE (w ramach pomocy rozwojowej) m.in. krajom Afryki, które nie współpracują co do migracji, ale na szczycie nie zapadły takie decyzje.

Bez „obowiązkowej solidarności”

Bruksela cały czas oficjalnie przekonuje, że osiągalne jest uzgodnienie całościowej reformy azylowo-migracyjnej przed końcem kadencji Parlamentu Europejskiej w 2024 roku, ale wydaje się to coraz mniej możliwe. Powodem klinczu jest tzw. „obowiązkowa solidarność”. Wedle projektu Komisji z 2016 roku kryzysowy napływ migrantów miałby uruchamiać rozdzielnik uchodźców, a z kolei w projekcie z 2020 r. wprowadzono obowiązkową „elastyczną solidarność” - relokację można by zastąpić m.in. „sponsorowaniem powrotów”. Chodzi o to, że np. Polska brałaby na siebie ciężar finansowy i administracyjny deportacji określonej w rozdzielniku liczby migrantów, których wnioski azylowe odrzuciły np. Włochy. To mogłoby prowadzić do przewożenia tych migrantów do Polski, gdyby okazało się, że nie chcą ich przyjąć np. kraje pochodzenia.

Za „obowiązkową solidarnością” najmocniej opowiadają się Grecja, Włochy, Malta, Cypr i Hiszpania. Natomiast stanowczo przeciwne obowiązkowej relokacji (a także „sponsorowaniu powrotów”) są kraje Grupy Wyszehradzkiej, Austria oraz Dania.

Zielona konkurencja z USA

Innym tematem szczytu była odpowiedź Unii na amerykański „Inflation Reduction Act” (IRA), czyli wart 369 mld dol. program wsparcia czystych technologii za pomocą ulg podatkowych i dotacji. Rozpalił on w Unii Europejskiej spory, jak zachować równe zasady konkurencji z USA, zapobiec ucieczce inwestorów z Europy, a jednocześnie uniknąć szkodliwego wyścigu na subsydia.

Komisja Europejska już w zeszłym tygodniu zaproponowała dalsze poluzowanie zasad „pomocy publicznej”, czyli głównie państwowych subsydiów i ulg podatkowych dla przemysłu w Unii, by mógł on konkurować z Ameryką (oraz Chinami) w dziedzinie czystych technologii. Komisja już podczas pandemii poluzowała reguły pomocy publicznej, które przedłużyła wskutek wojny. Zatwierdziła 673 mld euro takiej pomocy, z czego aż 53 proc. przypada na Niemcy (ich udział w unijnym PKB to ok. 25 proc.), a 24 proc. na Francję (17 proc. unijnego PKB). Tylko 11 mld euro przypada na Polskę. Choć zatwierdzenie pomocy nie musi oznaczać jej pełnego wykorzystania, to liczby – m.in. zdaniem Polski – pokazują nierównowagę grożącą premiowaniem niemieckiego przemysłu, bo Berlin ma pieniądze na dotacje. – Nie chcemy, by polscy przedsiębiorcy byli poszkodowani wskutek tego, że inne państwa UE są bogatsze i mają możliwości sięgania do swych głębokich kieszeni – powiedział w Brukseli premier Mateusz Morawiecki.

Francja jako pierwsza wysunęła pomysł szybkiego powołania nowego unijnego funduszu, który wyrównywałby szanse między państwami Unii w zakresie dotacji dla przemysłu. Jednak Bruksela na razie stawia na ewentualne przekierowywanie i ułatwienie w wydawaniu pieniędzy z polityki spójności oraz Funduszu Odbudowy, a nie na kolejne wspólne zadłużanie się Unii, by zdobyć pieniądze na konkurowanie w czystych technologiach. Powrót do tego tematu zapowiedziano na marcowy szczytu UE.